Dla Joanne Isbell
Po całym domu roznosił się dziki tupot. McKagan zerknął na zegarek. Kilka minut po czwartej nad ranem. Przekręcił się na drugi bok. Wciąż spał sam w łóżku. Nie robił już sobie nadziei, że będzie z Vivien jak dawniej, ale hej! Mieli zacząć wszystko od nowa. Jak te dwa popieprzeńce (Rudy i Caroline) są w stanie żyć w zgodzie, to czemu on nie może?
Z rozmyślań wyrwał go głośny trzask.
- Co do chuja… - mruknął pod nosem i usiadł na łóżku.
Po chwili ciszy, jaka nastała po huku, tupot powrócił. Do czaszki basisty zaczęła wracać przytomność. „Hm, a jak to złodzieje? …albo on wrócił...” – pomyślał i zerwał się na nogi. Był w samych slipkach. Narzucił na siebie wczorajszą koszulkę. W panice szukał jakiejś broni. Wiedział, że „on” był w pace, ale mógł uciec, mógł być na przepustce, mógł być wszędzie… Przecież to psychol! Nerwowo rzucił okiem po pokoju. Gitara? Nie! But? Nie! Flaszka? Tak!
Zarzucił ją na ramie, jak kij baseballowy. Skradając się do drzwi starał się zachować zimną krew. Wielki obrońca Duff w złocistych slipach i butelce po Bourbonie. Na korytarzu paliło się światło. Wiedział to, ponieważ spod dołu drzwi wydobywała się poświata.
TUPU-TUPU
Coś przebiegło przed jego drzwiami. Usłyszał niewyraźny męski głos, nie był w stanie zrozumieć co mówi.
TUPU-TUPU-TUPU
Ten tupot różnił się od poprzedniego. „Jest ich dwóch?! Dwóch psycholi?!” – McKagan na chwilę zamarł ze strachu. Usłyszał zbliżający się tupot. Chwycił za klamkę i na oślep przywalił w pędzącą postać. Miał zamknięte oczy. Bał się sprawdzić w kogo uderzył.
Butelka rozleciała się w drobny mak. Usłyszał jak szkło uderza o parkiet. W dłoni została mu tylko jej szyjka.
- Ał kurwa ał! – znajomo brzmiący głos zapiszczał.
Wszystko to trwało ułamek sekundy. Duff otworzył oczy i…
- Ocipiałeś deklu?! – Hudson rzucił badyla, którego miał w dłoniach i poleciał do kuchni.
Przed sobą, ku wielkiej uldze, basista nie miał „jego”, ani złodzieja, miał skulonego Adlera, który trzymał się za głowę, a dłonie miał we krwi. Za chwile przyleciał Slash z mokrym ręcznikiem i zarzucił go perkusiście na głowę.
- Myślałem, że ktoś się włamał… - bąknął zawstydzony McKagan – Adler, ciołku, żyjesz?
Kucnął przy przyjacielu i złapał go za ramie. Nie chciał, aby coś mu się stało. Perkusista zdjął sobie z twarzy fachowy opatrunek Hudsona.
- Boli jak skurwysyn, – stwierdził – ale obrywałem gorzej.
Na te słowa roześmiał się i nie wiedząc czemu, Duff mu zawtórował. Saul w tym czasie odpalił papierosa i popatrzył się na nich z politowaniem. Pielęgniarka Hudson z papierochem w gębie zaczęła grzebać między kudłami Adlera.
- To boli… - prychnął perkusista krzywiąc się.
- Masz. – powiedział Slash i wręczył Stevenowi papierosa.
Porozumiał się z Duffem bez słów, że musi to zrobić. W prawdzie, szkło sterczące z kudłatego łba było niewielkie i nie tkwiło głęboko, ale powinno zostać wyjęte. McKagan złapał blond pudla za ramiona i wtedy Hudson chwycił za odłamek.
- AAAAAAAAŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁŁAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! – Steven ryknął i zrobił minę skrzywdzonego bobasa.
Z ranki na głowie trochę pociekło krwi, ale obejdzie się bez zszywania.
- No już kochanie, – Slash pogłaskał go po policzku i odebrał swoją własność – dzielny chłopiec.
Zaśmiali się. Czubek głowy Stevena czerwienił się od krwi, ale bez przesady.
- Mamy być pijani podczas wywiadu… - zaczął niepewnie Duff – Adler umyj łepetynę i chodźmy na miasto. O czwartej nad ranem musi być coś otwarte.
Chłopakom propozycja basisty przypadła do gustu. Kilka minut później byli gotowi do wyjścia.
***
Izzy obudził się na kozetce w dyżurce. Był nakryty szpitalnym kocem. Chwilę mu zajęło zanim przypomniał sobie co się stało.
- Która godzina? – zapytał chrypiącym głosem.
- Kwadrans po czwartej. – usłyszał w odpowiedzi przejęty głos Stephanie.
Dziewczyna stała oparta o biurko i zmartwiona wpatrywała się w gitarzystę.
Chłopak usiadł i zakrył dłońmi twarz. Przez głowę przeleciała mu paskudna myśl: „Dlaczego to zawsze ja cierpię? Dlaczego innym debilom wszystko wychodzi?!”, jednak szybko pozbył się jej. Nie może nikogo o nic obwiniać.
- Potrzebuję się napić. – pomyślał na głos i wstał.
Pielęgniarka nie była już w swoim fartuchu. Wyglądało na to, że już skończyła dyżur.
Nagle poczuł, że musi dać w żyłę i że tylko to da mu ukojenie i go znieczuli. Toczył w sobie walkę z małym chochlikiem namawiającym go do ćpania. Nie mógł ćpać. Dostał drugą szansę od wszystkich.
- Nie wyglądasz najlepiej… - wtrąciła niepewnie dziewczyna i podeszła bliżej niego.
Zupełnie zapomniał, że jeszcze tu jest. I nagle…
- Chodź ze mną! – Stradlin niemalże to wykrzyknął.
Jak będzie miał towarzyszkę to… nie zaćpie się. Chyba.
Steph miała podkrążone oczy i była zmęczona po dyżurze. „Na pewno się nie zgodzi…” – pomyślał. Ale brunetka narzuciła na siebie kurtkę i posłała mu niepewny uśmiech. Miał to rozumieć jako „tak”?
Szli w milczeniu korytarzem. Stradlin na widok Sali Amy wzdrygnął się. Przez chwile nawet chciało mu się płakać. No i to pierdolone uczucie, które nakazywało mu by wziął dawkę. Przecież wystarczyło, że zadzwoniłby. Znał numer na pamięć. Pół godziny góra i to wszystko by minęło. Potrząsnął głową by odgonić od siebie te myśli.
- Niedaleko jest bar. Nigdy w nim nie byłam, ale możemy się przejść. – dziewczyna przerwała ciszę, która wykańczała Izzyego.
-Pewnie. – wzruszył ramionami.
Na szczęście było otwarte. Weszli do środka. Okna były zasłonięte, a światło paliło się tylko nad drzwiami od kibla. Całe wnętrze wypełniał dym papierosowy, co wskazywało na to, że nie wietrzyli tej meliny od dawna. W mroku dostrzegli jedną postać, ale przez „mgłę” nie mogli nic więcej dostrzec.
- Co sobie życzysz? – zapytał i wyjął z tylnej kieszeni spodni portfel.
Stephanie chwilę wahała się z odpowiedzią.
- Piwo. – odpowiedziała niepewnie i wbiła wzrok w podłogę.
Poszedł do baru, a dziewczyna zajęła miejsce przy stoliku. Po chwili Stradlin wrócił z butelką piwa i dzbankiem wódki. Łapczywie zaczął ją pić. Miał przekrwione oczy i bladą twarz. Na tle spelunki wyglądał przerażająco. Steph wciąż nie tknęła swojego napoju, podczas, gdy rytmiczny był już w połowie. Wyjął fajki.
- Zapalisz? – zapytał i wsadził w gębę jednego Lucky Strikea.
Brunetka pokręciła głową.
- Daleko mieszkasz? – odezwał się Izzy po odpaleniu fajki.
Ta sama reakcja rozmówczyni – pokręciła głową.
Izzy pije.
Czuje, że coraz bardziej kręci mu się w głowie, a chęć ćpania maleje.
Izzy znowu pije.
Wbija wzrok w obdrapany stolik, a głowę podpiera dłońmi.
Izzy wypija całość.
Lucy Strike w popielniczce to już tylko popiół. Wypalił się sam.
Izzy zaczyna chlipać.
- Hej, wszystko się ułoży. – Steph jakby na to czekała.
Położyła dłoń na jego dłoni.
- Może to znak… wiesz, że do siebie nie pasowaliście. – kontynuuje – Nie wiem jak między wami było, ale, pomyśl w ten sposób.
Wtedy Izzy wszystko jej opowiedział. Ulżyło mu. Wytarł twarz rękawem i sięgnął po nowego papierosa. Nie umiał go jednak odpalić – wódka dopiero teraz go zaczęła mocniej kopać. Dziewczyna mu pomogła.
- Piękna jesteś Steph. – wybełkotał i nawet się uśmiechnął.
Dziewczyna zaczerwieniła się.
- Lepiej odprowadzę cię do domu. – powiedziała i pomogła Izzyemu wstać.
Powoli ruszyli w stronę nowego domu zespołu. Po drodze się zgubili, bo Stradlin pomylił kierunki.
***
Idę się uczyć biografii Brandta i Kochanowskiego. Wciąż nudno, ale wprowadzam drugi wątek, który jak dobrze pójdzie będzie siła napędową opowiadania. W zeszłym tygodniu nie dodałam, bo komp się zepsuł.
Wow! Nie wiem dlaczego nie masz żadnych komentarzy, ale Twoje opowiadanie jest genialne! Pamiętam Cię z dawnych czasów tylko po nicku, ale widocznie obie wróciłyśmy :D Podoba mi się tajemniczość Twoje opowiadania, chociaż do postaci pobocznych mogłabyś dać większe wskazówki, ale myślę, że je rozkręcisz. Dodawaj dłuższe rozdziały!
OdpowiedzUsuńJoan z guns-n-roses
PS. Informuj mnie o nowych rozdziałach, z wielką przyjemnością będę czytać, a jeśli czytasz moje, to właśnie wstawiłam kolejny :)
Pozdrawiam!
ja sie bede pojawiac raczej epizodycznie ale zamierzam pisac dluzej, aby zrekompensowac to, ze mnie praktycznie nie ma XD bede sie rowniez u Ciebie pojawiac, ale nie wiem w jakich odstepach czasowych ;-; przyzwyczaisz sie, ze raz jestem raz nie, ale wiedz ze czytam zawsze, mimo, ze nie komentuje :)
Usuńnadrabiam zaleglosci i wpadam do Ciebie :)
HA HA HA!
OdpowiedzUsuńTUPU TUPU TUPU TUPU
HAHAHAHAHHAHAHAHAHA!
Strasznie mnie to rozbawiło!
"- Boli jak skurwysyn, – stwierdził – ale obrywałem gorzej"- hahahhahahahahahaha, Adler, mistrzu!
Jedna uwaga: :zamiast "za chwilę przyleciał Slash" zmień na "chwilę poźniej". "Za chwilę" jest typowo w czasie przyszłym, coś czego McKAgan nie mógł przewidzieć, za to "chwile później/ po chwili" jest opisywane w przeszłość, którą "pokazuje" McKagan, łapiesz nie? XD Takie dziwne...wytlumaczenie. xDD
Mamy być pijani podczas wywiadu- hahahahhahahahahhah xDD
O, Izzy! MAm nadzieję, że bedziesz się trzymać tego planu...tego wiesz którego, prawda? Tego omawianego na fejsie, hahah! Izzy mój drogi! :*
To ja czekam na kolejny, doskonale o tym wiesz!
Weny! I czekam! :*
czaje, zaraz poprawie :D
Usuńi zupełnie nie wiem o jaki p[lan Ci chodzi moja droga XD
eh ogolnie to tak, ze wlasnie mialam sobie isc spac i nagle... "o kurczaczki... nadal nie skomentowalam u *nie wiem czy powinnam uzyc Twojego imienia, wiec wstaw tu cokolwiek .-.*" i weszlam na bloggera po chyba juz roku swietlnym i nie zauwazylam ze ktos to wgl skomentowal XD w sensie u mnie, co mnie bardzo milo zaskoczylo i tak oto zmotywowana zamierzam miec produktywna noc i pokomentowac u Ciebie i zaczac pisac dluzszy rozdzial :)
do zobaczenia u Ciebie :)
Super rozdział :D Cieszę się, że znajduje coraz więcej aktywnych blogów, bo na prawie wszystkich , które czytałam dawno nic nowego sie nie pojawiło Informuj mnie o kolejnych rozdziałach z chęcią poczytam :D a jeśli byś miała trochę czasu zapraszam do mnie wlasnie dodałam nowy rozdział ^^ http://paradise-city-my-world.blog.pl/
OdpowiedzUsuńja sie pojawiam i znikam, wiec nie wiem, czy to az tak aktywny blog, ale bede starala sie wrzucac jak tylko bede miec plan na dobre napisanie czegokolwiek, bo nie chce pisac "bo musze".
Usuńjasne, ze bede informowac i wpadne do Ciebie :D tylko zalatwie kilka spraw u innych :)
Ale mi się to zajebiście podoba. I nie tylko dlatego, że jest Izzy, bo pierwsza część też jest mega.
OdpowiedzUsuńSteven wydaje mi się tu taki Stevenowy, ale nie w taki głupi, infantylny sposób, jak w większości opowiadań, tylko w taki przyjemny po prostu. Poza tym ta scena fajnie przedstawia braterskie więzi między Gunsami przeplatane odrobiną szorstkości i cynizmu.
Część z Izzym jest mroczna i tajemnicza, ale przyjemna zarazem. Powiedziałabym, że całość tego ciężkiego nastroju, który wnosi Stradlin, jest rozjaśniania przez postać Steph. I nawet chyba on sam to trochę odczuwa, chociaż na trzeźwo przyzna jedynie, że jest mu ona potrzebna wyłącznie po to, żeby nie zaćpać. Ten pijacki uśmiech mówi jednak swoje. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach będzie więcej tej dziewczyny, bo póki co budzi bardzo pozytywne odczucia.
Z uwag mam jedynie takie, że zamiast "w złocistych slipach i butelce po Bourbonie" powinno być "w złocistych slipach i z butelką po Bourbonie" oraz że trochę przeszkadza mi tam pod koniec tyle razy powtórzone "Izzy", chociaż rozumiem, że był to zabieg celowy.
Serdecznie pozdrawiam. :*
Ale mi się to zajebiście podoba. I nie tylko dlatego, że jest Izzy, bo pierwsza część też jest mega.
OdpowiedzUsuńSteven wydaje mi się tu taki Stevenowy, ale nie w taki głupi, infantylny sposób, jak w większości opowiadań, tylko w taki przyjemny po prostu. Poza tym ta scena fajnie przedstawia braterskie więzi między Gunsami przeplatane odrobiną szorstkości i cynizmu.
Część z Izzym jest mroczna i tajemnicza, ale przyjemna zarazem. Powiedziałabym, że całość tego ciężkiego nastroju, który wnosi Stradlin, jest rozjaśniania przez postać Steph. I nawet chyba on sam to trochę odczuwa, chociaż na trzeźwo przyzna jedynie, że jest mu ona potrzebna wyłącznie po to, żeby nie zaćpać. Ten pijacki uśmiech mówi jednak swoje. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach będzie więcej tej dziewczyny, bo póki co budzi bardzo pozytywne odczucia.
Z uwag mam jedynie takie, że zamiast "w złocistych slipach i butelce po Bourbonie" powinno być "w złocistych slipach i z butelką po Bourbonie" oraz że trochę przeszkadza mi tam pod koniec tyle razy powtórzone "Izzy", chociaż rozumiem, że był to zabieg celowy.
Serdecznie pozdrawiam. :*