niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 1

"Sielanka nie potrwa długo"

Był późny wieczór. Jak na tę porę doby było spokojnie. Wszyscy oprócz Amy, która z wiadomych powodów nie mogła być w domu, siedzieli w ich malutkim saloniku na starych zniszczonych meblach i robili burzę mózgu.
Nikt nie krzyczał, nikt nie pił, nikt nie był naćpany. Axl i Caroline dali sobie ostatnią szansę. Po tym całym przeklętym wypadku wszystko się zmieniło. Co prawda, Amy się wybudziła, ale Caroline nie jest tą samą dziewczyną, która potrafiła przepić niejednego chłopa, a w ich malutkim domku przestało być tak wesoło jak było dawniej. Każdy miał swoje problemy na głowie. Zespołowi jaki tworzyli szło coraz lepiej, ale ich życie osobiste było ruiną.

- Popieprzyło się. – powiedział po długiej chwili milczenia Steven.
Jego charakterystyczny uśmiech rzadko schodził mu z twarzy, jednak teraz nawet on nie miał dobrego humoru. Siedział na jedynym podłokietniku fotela jaki się uchował po tych wszystkich cyrkach. Spuścił głowę w dół, a podbródek wsparł ręką. Jego bujne kudły dziś wydawały się wyjątkowo czyste. Westchnął.
- Żyliśmy marzeniami, po prostu. Wydawało nam się, że możemy wszystko, że… - Duff na chwilę się zawahał – Że jesteśmy nieśmiertelni.
Tak właśnie myślał każdy z nich, lecz bał się to powiedzieć na głos i przyznać się przed samym sobą, że nawalił.
- Potrzebujemy zmiany. – kontynuował basista – Cholera, potrzebujemy, jeśli chcemy żyć i być szczęśliwi.
Nikt nic nie powiedział, ale po minach zgromadzonych dało się wyczytać, że się zgadzają ze słowami chłopaka. Znów nastało niezręczne milczenie. Car pociągnęła nosem i wtuliła się w swojego byłego-obecnego chłopaka.
- Dobra dosyć tego. – Viv stanęła, aby lepiej było ją widać – Jeżeli chcemy zacząć coś od nowa, musimy zmienić otoczenie, zapomnieć o tym co było i znów tworzyć paczkę przyjaciół. Zadzwonimy jutro do Marcka, przeprowadzimy się. Znów będzie jak dawniej.
Słowa Vivien były podsumowaniem. Następnego dnia, zamiast dzwonić, wszyscy poszli do Marcka. Po długich negocjacjach, Marck obiecał, że znajdzie im parterowy domek, aby Amy po powrocie mogła łatwiej się poruszać. Wszystko zaczynało się układać.
Minęło kilka dni, podczas których wszyscy załatwiali formalności. Nowy dom okazał się większy niż poprzedni. Piwnica miała mini sale do ćwiczeń z dobra akustyką, ponieważ jak się okazało, jazzowy zespół poprzednio był jego właścicielem.
Od razu wszystkim poprawiły się humory. Z radością przepakowywali rzeczy, planowali zmiany, przecież grzecznie być nie może, bo to dom pieprzonych Gunsów! Zmienią całe swoje postępowanie, ale to nie znaczy, że mają zamiar żyć jak zakonnicy.
Stradlin, jak to Stradlin, nigdy wylewny nie był. Ostatnio jego kontaktowanie ze światem poprawiło się, dzięki Amy. Najpierw go nie pamiętała, ale z czasem jej pamięć zaczęła wracać. Śledztwo w sprawie wypadku zostało umorzone. Stwierdzili, że to wina pogody i już. Gliniarze w tamtych czasach nie lubili robić sobie dodatkowej roboty. Jeden wypadek w tą, czy w tą, dla nich to wszystko jedno. Ale dla Stradlina… to był koniec świata. Z pomocą przyjaciół zaczął wychodzić na prostą, znalazł dziewczynę, którą jak sądził, kochał. I właśnie do tej dziewczyny szedł właśnie.
Specjalnie wyprasował koszulę, którą  miał zapiętą o jeden lub dwa guziki za mało. Odsłaniała w ten sposób jego seksowny tors, zalotnie przysłonięty wisiorkami. Ba! Nawet kwiatki kupił.
No dobra, wszedł do windy i znaną sobie trasą ruszył do sali na końcu korytarza. Ale chwila… coś mu tu nie pasowało. Na wszelki wypadek cofnął się, aby sprawdzić, czy nie pomylił drzwi, czy to dobry numerek.
Dobry.
Przez głowę przeszedł m tragiczny scenariusz. W nocy coś się stało. Coś się stało i ona teraz… Nie! Kwiatki za pół dolca upadły na ziemię. Biegiem wleciał do dyżurki pielęgniarek.
Kobiety już go znały i widziały w niejednym stanie. Gdy był za mocno „zawiany” kazały mu się wynosić, zamiast wzywać ochronę. Wiedziały, że jest dobry.
Dziś dyżur miała młodziutka Steph. Pewnie dopiero skończyła szkołę pielęgniarską. Popatrzyła na niego ze współczuciem. Trochę znała zespół, ponieważ wraz ze swoimi koleżankami bywała na ich koncertach w klubie. Obok niej siedziała starsza i bardziej doświadczona Danielle. Bez słów porozumiała się z brunetką i wyszła. Trwało to ułamek sekundy, ale u Izzyego przysporzyło zawał serca. Coraz mocniej do jego świadomości wdzierała się myśl, że to już koniec.
- Spokojnie. – zaczęła łagodnie dziewczyna i poprawiła czepek na głowie – Nic jej nie jest.
Na te słowa chłopak odetchnął z ulgą. Poczuł jak krążenie wraca do jego dłoni. Nerwowo przeczesał palcami włosy.
- Jest na innym oddziale? – zapytał z dziwną nadzieją w głosie.
Spodziewał się tego, spodziewał, że w końcu się dowiedzą i… ale nie, Amy też go kochała. Kochała… wciąż myliła jego imię.
- Przykro mi… - dziewczyna przygryzła dolną wargę i spojrzała na niego zbolałymi oczami – Jej rodzice przenieśli ją do kliniki w Kanadzie.
Wszystko zamarło. Jak to w Kanadzie? Nagle gitarzyście zrobiło się czarno przed oczami. Stracił przytomność.

***

Porządki i meblowanie nowym lokatorom szybko się znudziły. W tej chwili siedzieli w niewielkim ogródku na tyłach i podziwiali zachód słońca. Mieli piękny widok na okolice, ponieważ nowy dom znajdował się na wzgórzu. Slash rozdał każdemu tanie piwo z promocji z Tesco.
- Za nowy początek. – powiedział Axl wznosząc butelkę do toastu.
Reszta zrobiła to samo. Od dłuższego czasu nie czuli takiego spokoju, jaki ogarniał ich w tej chwili. Nawet nowa niańka Rosea miała wolne.
Adler za jednym zamachem wydoił pół butelki, głośno beknął i wytarł usta rękawem. Nagle przypomniało mu się coś, co według niego było przezajebiste. Na jego twarzy pojawił się wielki banan.
- Ekhm… - odchrząknął siląc się na powagę, żeby nie spalić dowcipu - Czym się różni kobieta od pralki?
Cisza. To jeden z tych humorków Stevena zwiastujących pierdolenie bez sensu.
- Pralki nie sposób załadować od tylu. – powiedział i wybuchł śmiechem.
Do niego dołączył stary zboczenie Hudson, który wabi laski tekstem „hej mała, chcesz zobaczyć mojego węża?”. Axl też zaśmiał się pod nosem, ale tak, aby Car tego nie usłyszała. Denerwowały ją dowcipy Adlera wyczytane ze świerszczyków.
- Znam lepszy. – mruknął Saul i upił łyka lub dwa piwa - Przychodzi facet do baru i mówi do barmanki: - Whisky proszę - Z lodem? - pyta barmanka. - Bez loda.
Chłopaki wybuchnęli śmiechem. Doskonale wiedzieli, że Ukośnik zastosuje ten chwyt przy najbliższej wizycie w barze.
Zadzwonił telefon.
Ruda Wiewióra ile sił w nogach popędziła by go odebrać.
- Biuro matrymonialne, w czym mogę pomóc? – zapytał.
Rozmówca po drugiej stronie westchnął.
- Bardzo śmieszne Rose. – to Marck – Jutro macie wywiad w radiu z okazji premiery singla. Macie nie być pijani.
- Jasne szefie. – powiedział i odłożył słuchawkę.
Nie śpiesząc się ruszył w stronę przyjaciół. Wyczekująco patrzyli na niego czekając na to co powie.
- Jutro jest wywiad i mamy być pijani. – oznajmił wokalista i usiadł.

***

Nudnawy ten rozdział, ale początki przeważnie takie są. W drugim powinno być śmiesznie. Dziękuję za przeczytanie tych wypocin :)

2 komentarze:

  1. Może nie taki nudnawy, ale dość krótki, więc mało się w nim dzieje. Początek, zwłaszcza część o nowym domu podobała mi się najmniej. Przez ułożenie tekstu trudniej jest oddzielić od siebie poszczególne fragmenty, co sprawia, że zdaje się nieco chaotyczny, zwłaszcza jeśli nie mamy przedstawionej konkretnej sceny, tylko opis tego, co działu się na przestrzeni przykładowo kilku dni. Poza tym od razu pojawia się kilka imion bohaterek, z którymi czytelnik nie jest jeszcze zaznajomiony, co również może wprowadzać mały zamęt.
    Dalej lepiej, zwłaszcza że wielbię Izzy'ego. Bardzo się cieszę, że Stradlin u Ciebie nie jest samotny i rzeczywiście kocha jakąś dziewczynę, mimo że jest teraz w ciężkiej sytuacji (chociaż to nawet lepiej, bo może być ciekawiej). Mam nadzieję, że odegra on znaczącą rolę w tym opowiadaniu, bo niestety bardzo trudno było mi kiedykolwiek takie znaleźć. Tym lepiej, jeśli tak, bo będzie to oznaczało większy wgląd w jego wnętrze i emocje, a nie tylko to, co na zewnątrz, mimo że oczywiście kocham jego sposób bycia.
    Część w ogródku byłaby bardziej spoko, gdyby rozmawiali o czymś konkretnym, zamiast rzucać żartami, które wydają się być tu wtrącone nieco na siłę. Ostatnie zdanie Axla za to mistrzowskie! Bardzo mnie rozbawiło i do tego zapowiada, że kolejny rozdział może być całkiem ciekawy.
    Serdecznie pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie piszesz i mam nadzieję że nie przestaniesz :)

    OdpowiedzUsuń